Był to ranek, kiedy budząc się czułam kolejną falę podniecenia, które ostatnimi czasy nie malało ani na sekundę. Myśli krążyły wokół tego jednego - chcę przynależeć. Nie tylko duszą, moją pokorą, spuszczonym wzrokiem czy biegając za rzuconym mi przedmiotem, na czterech. Chcę służyć ciałem. W ten najbardziej z perwersyjnych sposobów, obserwowana w moich reakcjach.
Aby moje podniecenie i desperacja w dążeniu do rozkoszy były widoczne w każdym najmniejszym grymasie. Aby tych grymasów było więcej. Leżąc, nago, jak ostatnio sypiam, tak jak na sunię przystało otuliłam się barankową kołdrą. Musiałam zacisnąć uda. Jeszcze nie zdążyłam o niczym pomyśleć, ani nawet na chwilę otworzyć oczu po przebudzeniu, a już poczułam to dręczące pulsowanie.
Ciało domagało się pieszczot, a ja nie mogłam się choćby dotknąć. I nie chciałam, bo nawet najlżejsze muśnięcie wzbudzało we mnie chęci na więcej i bałam się, że kiedyś nie wytrzymam i zawiodę Pana, ulegając potrzebie. Poranna kąpiel to była istna katorga, kiedy musiałam namydlać ciało i jednocześnie tłumaczyć sobie, że to tylko dbanie o higienę. Użyłam najbardziej szorstkiej myjki jaką mam w domu. Ruchy były oszczędne, nie zatrzymywały się na dłużej na tych najczulszych miejscach.
Drżałam, kiedy woda spływała po mojej płci, spłukując mydliny. Kusiło mnie, by ustawić strumień na ten ostry, niczym bicz i uderzać się nim bez tchu po łechtaczce. Odłożyłam jednak ramię prysznica zakręcając wodę, otuliłam się ręcznikiem i stojąc na rozchylonych nogach pozwalałam ciału wyschnąć. Nie mogłam, nie - nie chciałam się tam dotykać ręcznikiem. To była straszna udręka, ale starałam się.
Dla mojego Pana. Od ostatniego orgazmu minęło 19 dni. To dużo. Nie byłoby to problemem, gdyby nie moja zbyt bujna wyobraźnia. I rozpalenie na samą myśl o spotkaniu z Panem.
Znowu położyłam się na łóżku i zapadłam w pewnego rodzaju półsen. Nadal byłam świadoma tego, co dzieje się wokół mnie. A dużo tego nie było. Ot cisza. Gdzieś za oknem słyszę co chwilę przejeżdżające samochody.
Mieszkanie przy jednej z głównych ulic nie daje ani chwili spokoju. Nagle samochody ucichły, a ja stałam się lekka. Chyba zasnęłam?
Nie, wtedy nie mogłabym myśleć. Odpłynęłam, to lepsze określenie. Odpłynęłam do krainy fantazji.
Leżałam na łóżku, tak jak teraz. Ale nie sama. Nade mną stał Pan. Ale nie mogłam go widzieć. Już na samym początku zasłonił mi oczy moją kwiecistą, czarną apaszką.
Lubiłam ją. Była przyjemna w dotyku i doskonale odcinała mnie od tego, co widzialne. A jednocześnie wyostrzała moje pozostałe zmysły, wystawiała moją psychikę na próbę. Niepewność wkradała się pod moją czaszkę tłukąc niemiłosiernie, równomiernie do coraz szybciej bijącego serca. Tak, byłam naga.
Ale nie do końca. Na szyi dumnie odznaczała się czarna, skórzana, szeroka obroża. Pan trzymał za kółeczko, bawiąc się nim, kiedy druga dłoń szukała czegoś w koszyczku. Wiedziałam, co to był za koszyczek. Byliśmy w końcu u mnie.
Tam były klamerki. Westchnęłam, na chwilę powstrzymując oddech, kiedy jedna z nich zacisnęła się na prawym sutku. Nie jęknęłam jednak. Wiedziałam, że mam być cichutko. Pan dał mi to do zrozumienia przyciskając kciuk do moich warg.
Zagryzłam jednak wnętrze dolnej wargi w nadziei, ze to pomoże mi stłumić wszelkie samoczynnie umykające dźwięki. Kolejna klamerka odnalazła swoje miejsce na drugim sutku. Uwielbiałam ten przeszywający mnie ogień, gdy te małe torturujące moje ciało przedmioty zaciskały się na mnie bezlitośnie. Pierwsza chwila była nieznośna, później ciało przyzwyczajało się, a ja mogłam delektować się przeszywającą mnie przyjemnością. Ale coś było nie tak.
Zwykle Pan mówił ile mam tak trwać. Teraz odsunął się ode mnie i wyszedł z pokoju. Chciałam się poruszyć, podążyć za nim. Ale miałam się nie ruszać. Z resztą nie mogłam.
Moje ręce były skrępowane ponad głową i przywiązane do wezgłowia. Musiałam czekać.
Mijały sekundy, potem chyba minuta, może dwie. Kolejne pięć. Czułam jak łzy zbierają mi się pod powiekami.
Pana nie było przy mnie, ale czułam, że mnie nie zostawił. Nie mógłby, obiecał, że się będzie o mnie troszczył. Słyszę, jak w pokoju obok wskazówka zegara przesuwa się odmierzając sekundy. Zaczęłam liczyć. Trzydzieści, trzydzieści jeden.
Ile to już czasu minęło?
Dużo. Piersi buntowały się, klamerki dawały o sobie znać. Oczekiwanie było paskudną torturą. Tęskniłam za Panem. Nie wiedziałam, gdzie on jest, co robi.
Kiedy w końcu przyjdzie?
Nawet nie wiem kiedy, ale poczułam wierzch męskiej dłoni na swoim policzku. Drgnęłam z zaskoczenia. Był tu cały czas!
Nie zostawił mnie nawet na sekundę. Miałam ochotę się śmiać, choć zamiast tego spod opaski wypłynęło kilka łez, nad którymi nie mogłam zapanować. Poczułam się teraz taka słaba.
Moje zmysły mnie zawiodły. Psychika złamała się w pozornej samotności. Pan mnie złamał. I zrobił to doskonale. Myślałam, że moje serce nie jest w stanie zabić szybciej niż w tej chwili.
Och jakże się myliłam. Udowodniło mi jakim jest sprinterem kiedy poczułam na brzuchu zimny, miękki kawałek skóry. To musiał być palcat. Pan wspominał, że chciałby takowego na mnie spróbować, ale ja się bałam. Jeździłam przez wiele lat konno i nie raz, w psotach razem z innymi jeźdźcami smagaliśmy się nimi po udach.
Bolało mimo grubego materiału bryczesów. Jeknęłam, co spotkało się z niezadowoleniem pana. Wymierzył mi policzek. Przecież miałam być cicho. Zaraz jednak pogłaskał mnie po uderzonym miejscu.
Kojąco, uspokajająco. Zadrżałam, gdy końcówka bata sunęła w dół po moim ciele. Myślałam, że za chwilę zniknie między moimi lekko rozchylonymi udami, dotknie pulsującej łechtaczki i da mi rozkoszny impuls. Jednak tuż przed, kiedy moja pierś samoczynnie w oczekiwaniu podniosła się, skó®zany kat zboczył z trasy i sunął po moim lewym udzie. Wypuściłam powietrze z płuc z niemym żalem.
Pan poklepał mnie lekko przy kolanie, miałam rozchylić nogi. Usłuchałam i przesunęłam je tak, jak prowadził mnie bat. Kolejne klepnięcia, tym razem pod spodem. Z początku nie zrozumiałam, ale kolejne, bardziej zdecydowane klepnięcie uświadomiło mi, że Pan chce, bym ugięła nogi. Zrobiłam to.
Nie wiedziałam, co mnie czeka. Bałam się. Gdybym nie miała opaski na oczach zobaczyłabym jak się uśmiecha. Lubił patrzeć na mnie niepewną, przestraszoną, grzecznie wypełniającą każde jego polecenie. Jego posłuszna sunia.
Powiedział to. Grzeczna, kochana, pokorna. Zrobiło mi się ciepło i przyjemnie. W każdym słowie czułam jego zadowolenie. Jednak nie śmiałam odpowiedzieć.
Czekałam na to, co dla mnie przygotował. Świst przeciął powietrze, kiedy pierwsze uderzenie, nie za mocne, jakby próbował zaledwie i sprawdzał moje reakcje, spadło na wnętrze uda. Drgnęłam, ponownie zagryzłam wargę z trudem tłumiąc jęk. Zabolało i to niezaprzeczalnie. Pan się chyba chwilę zastanawiał.
A może dał mi czas na zapoznanie się z tego rodzaju bólem?
Kolejny świst, kolejne uderzenie, na drugiej nodze. Następne były już szybsze, bardziej zdecydowane. Już nie mogłam być cicho. Nie potrafiłam. Skomlałam i krzyczałam, kiedy palący ból rozchodził się na moim ciele.
Ledwo powstrzymywałam się przed złączeniem nóg, przed ucieczką. Nagle wszystko ustało. Łóżko, na którym leżałam ugięło się lekko. Pan uklęknął między moimi nogami. Poczułam jego palce sunące między wargami płci.
Tak niespodziewanie, że nie zdążyłam nawet zareagować, zanim poczułam je najpierw na swoich wargach, a potem na języku. Mokre od moich własnych soków. Chciał mi w ten sposób pokazać jaka jestem podniecona. Jego słodka, napalona sunia. To było niesamowite.
Tyle bólu, tyle strachu, a ja byłam mokra, jakby to były najwspanialsze na świecie pieszczoty. Zlizałam każdą kroplę swojej wilgoci z dłoni pana. Poklepał mnie po policzku, chyba znowu się uśmiechał. W tej samej chwili poczułam, jak coś zagłębia się we mnie. Wibrator?
Nie, ten już w sobie czułam i był większy, szerszy, inny.
Wtedy zdałam sobie sprawę, co to jest. Drgnęłam zszokowana. Pan potwierdził moje przypuszczenia. To była rączka bata, który dopiero co dał mi tyle bólu, a teraz miał być narzędziem rozkoszy. Pan kazał mi nabijać się na niego.
Dążyć do rozkoszy czując w sobie tę stronę bata, która do tej pory przynależała do niego. Tę, która była źródłem jego przyjemności i zadowolenia. A teraz miała i mi dać rozkosz, której pragnęłam od tak długiego czasu. Zapomniałam się. Ujeżdżałam skórzany uchwyt z zachwytem.
Pleciony, z szerszą kulką na końcu był źródłem wspaniałych doznań. Jeszcze ciepły od dłoni Pana, która dopiero co go trzymała. Jęczałam za każdym razem, gdy czułam jak wbijał się we mnie głęboko, raz za razem. Wiłam się na łóżku, jęczałam, chyba nawet błagałam o spełnienie. Tak, krzyczałam prośby o orgazm, tak upragniony i wyczekiwany.
Pan pozwolił. Chciałam płakać z radości, kiedy ciepło ogarnęło moje podbrzusze, uciekając ze mnie spazmami dreszczy, z każdym skurczem mięśni, a w końcu otulając mnie w błogim ukojeniu, gdy wykończona opadłam w bezruchu. Zapadłam w ciemność. Głęboką, przytłaczającą, a jednocześnie dziwnie lekką. Wtedy wiedziałam już, że się budzę.
Budzę z mojego zapomnienia się w fantazjach. I zapłakałam. Bo Pana tu nie było, byłam sama. Ja i moje pragnienie przynależności.