Jesteśmy z Barbarą małżeństwem po czterdziestce z 20 - letnim stażem. Opowiadanie to jest swego rodzaju przestrogą dla innych, którzy wybierają się na wiejskie wesele. Od razu rada, nie opuszczać żony nawet na chwilę, bo inaczej może być tak, jak opiszę. Zaproszono nas na takie wiejskie wesele z racji, że żona była chrzestną panny młodej. Nie wypadało odmówić.
Ten chrzest nie był w rodzinie lecz po koleżeńsku, tak jakoś wyszło że akurat koleżanka ją o to prosiła. Pojechaliśmy więc swoim samochodem ładny kawałek drogi około 200Km. Zdążyliśmy w samą porę. Po ceremonii ślubnej zaczęło się wesele w dużym domu na wsi. Z góry zapewniono tych z daleka, że będą mogli przenocować, tak więc byliśmy z tego powodu zadowoleni.
Impreza jak impreza, nie będę wdawał się w szczegóły. Przejdę od razu do sedna sprawy. Moja żona od czasu do czasu lubi sobie dobrze wypić. Tak było i tym razem. Więc gdy już zaczęła gadać od rzeczy, np.
że jest po operacji ginekologicznej i że możemy się bzykać na całość, to zrobiło mi się głupio. - Ten to ma dobrze!
- usłyszałem od kogoś. Odpowiedziałem, że Basia ma już dosyć i musi się położyć. - Nie rób sobie jaj kolego, niech sobie kobieta pogada!
- śmiał się ktoś inny. Odczekałem jeszcze chwilę, aż wypije kolejny toast.
W końcu wyczułem, że ma już naprawdę dość i złapałem ją pod pachy aby zaprowadzić do góry, do przygotowanego wcześniej dla nas pokoju. Nie mogła już utrzymać się na nogach. Wtedy jeden z gości szybko ruszył mi na pomoc. Razem wzięliśmy ją z obu stron i zaprowadziliśmy na górę. Położyliśmy ją na boku i od razu zasnęła.
- Dzięki za pomoc!
- powiedziałem temu który mi towarzyszył. Chciałem zostać przy żonie, lecz gościu stanowczo nalegał abym ją zostawił mówiąc: - Niech sobie spokojnie śpi, a my wracajmy na imprezę, wódka stygnie!
. Przekonał mnie i zeszliśmy na dół. Usiadł koło mnie i zaczął mi polewać. Opowiadał jakieś historyjki o wojsku itp.
Dosiadło się do nas jeszcze dwóch jego znajomych i w czwórkę gadaliśmy. W pewnym momencie ten co mi pomógł powiedział, że musi wyjść za potrzebą. - Ja też!
- powiedział drugi. Poszli więc a ja zostałem z tym trzecim. Po może 20 minutach wrócił sam ten co mi pomagał przy żonie, a teraz z kolei przypiliło tego co został ze mną i on też musiał wyjść.
Nie zastanawiałem się wtedy nad tym, dlaczego jeden zawsze zostaje przy mnie, a dwóch wychodzi na kibel. Tylko mi polewali i gadali o byle czym. W końcu powróciło tych dwóch i przyłączyli się do picia. - Co tak długo?
zapytałem. Jeden odpowiedział, że chyba mu coś zaszkodziło.
A ja na to: - I co kolega musiał ci zrobić lewatywę ?
. Roześmiali się wszyscy trzej i spojrzeli na siebie znacząco. Później jakoś wszyscy się gdzieś porozchodzili po kątach. Wreszcie, gdy miałem chwilę luzu to poszedłem do góry sprawdzić jak tam moja żona. Gdy wszedłem do pokoju w którym spała zobaczyłem ją leżącą na brzuchu.
Spódnica była w pewnym nieładzie, jakby byle jak ubrana. Gdy chciałem ją poprawić to zauważyłem na nogach mokre ślady. Podciągnąłem więc spódnicę do góry i zobaczyłem, że majtki są odwrotnie ubrane, tyłem do przodu. Co jest grane, pomyślałem sobie. Wtedy zorientowałem się, że została po prostu przez kogoś wydymana.
W pierwszej chwili nie wiedziałem co robić. Nie myślałem trzeźwo bo sporo wypiłem. Zacząłem się domyślać, kto mógł to zrobić. Ale co teraz, zejść na dół i ogłosić wszystkim taką nowinę?
Nie mogłem się skupić i myśleć logicznie. W końcu postanowiłem udawać, że się nic nie stało, że niczego nie zauważyłem.
Musiałem tylko zatrzeć wszelkie ślady. Zdjąłem więc Basi majtki i powycierałem chusteczkami do nosa spermę z jej ud i pośladków. Założyłem ponownie majtki, tym razem właściwie i poprawiłem spódniczkę. Pocieszał mnie tylko fakt, że nie może zajść w ciążę. Postanowiłem wrócić na dół i wypić jeszcze nieco na zabicie smutku.
Gdy chciałem już wyjść to stanąłem na jakiś kluczach, które leżały na podłodze obok łóżka. Były to kluczyki od samochodu. Wziąłem je więc do kieszeni i zszedłem na dół. Impreza trwała w najlepsze. Jeden gwar i wielka popijawa.
Chciałem dyskretnie wybadać czyje to kluczyki. Nie mogłem zapytać wprost bo co bym powiedział, że gdzie je znalazłem ?
. Tak więc podrzuciłem je po czyjeś nogi tak aby ktoś w końcu je wyczuł. I tak się stało. Jakaś babka podniosła je po chwili i zapytała: - Czyje to, bo leżały pod stołem!
.
- Moje!
- odezwał się ten, który pomagał mi zaprowadzić żonę do góry. No tak pomyślałem sobie. Przecież to oczywiste, że nie chciał przepuścić takiej okazji. Jak powiem mu wprost, że wydupczył mi żonę, to powie że widocznie kluczyki wypadły mu z kieszeni wtedy jak był tam ze mną. Mógłby się jeszcze obrazić o takie posądzenia.
Zresztą po co robić zamieszanie i niepotrzebny wstyd mojej żonie. Pytanie tylko jakie mi się nasuwało, to czy zrobił to sam czy z tymi dwoma co byli z nim. Tego się raczej nigdy się nie dowiem. Na drugi dzień rano obudziło mnie mocne szturanie mnie łokciem w bok przez żonę. - Co jest?
zapytałem.
- Co ty ze mną w nocy wyprawiałeś, że mnie wszystko szczypie!
Wziąłem na siebie to, że ją bzyknąłem bo mi się zachciało. - Ale dlaczego boli mnie dupsko?
Coś ty mi robił, chyba nie wkładałeś tam swojego ***a!
Ja w zakłopotaniu powiedziałem, że dokładnie nie pamiętam co robiłem bo byłem wstawiony. - Odbiło ci na starość?!
"Co oni z nią wyprawiali?
" - pomyślałem sobie. Uznałem, że tak będzie lepiej niż miałbym jej powiedzieć prawdę, że ja sobie w najlepsze popijałem, a w tym czasie dymało ją kolejno kilku facetów i że gdy się zmieniali, to inny mnie zagadywał. Wolałem skłamać i wziąć jednak wszystko na siebie. Przecież w końcu byliśmy daleko od domu, a ci co to ją wydymali, byli nam zupełnie obcy.